pixabay |
Od kilku tygodni wrze w Internecie. A wszystko za sprawą... czarnej pary jeansów.
Rozmawiamy z długoletnią pracownicą butiku, przez który pojawiło się całe zamieszanie. Dla zachowania tajności przyjęła imię Alexis.
- Wszystko zaczęło się ponad pół roku temu. Pewnego dnia przyszła starsza kobieta, a to dość niespotykane w naszym butiku, ponieważ nasze klientki są zazwyczaj młodsze. Ta pani chciała oddać spodnie, zwykłe czarne jeansy z serii Noir. Pokazała mi paragon, dokonałyśmy formalności i kobieta wyszła, a jeansy zostały.
Niby nic w tym dziwnego - tysiące takich transakcji są przeprowadzane codziennie. Jednak po tym zdarzeniu zaczęły się same problemy.
Jak twierdzi Alexis, ta para spodni 'pojawiała się' we właściwym miejscu i właściwym czasie. Gdy do sklepu przychodziła bogata klientka - spodnie nagle leżały na wystawie lub widocznej półce, nigdy zaś schowane na wieszaku razem z innymi.
- Najgorzej jednak, gdy ktoś chciał je przymierzyć. Sacrebleu. Próbowała to zrobić jedna z naszych klientek. Podczas gdy je ściągała, agrafka przytrzymująca metkę wbiła jej się w udo i przecieła je niemal przez całą długość! Takich zdarzeń było wiele i nikt ich nie potrafił wyjaśnić. Jedna z klientek wypadła z krzykiem z przebieralni. Kolejna, mimo szczupłej budowy nie potrafiła ich zdjąć. Jednak pracownice butiku nie mogły nic zrobić - bo kto uwierzy w nawiedzone spodnie?
Jednak pojawiło się światełko w tunelu. Spodnie przeleżały w sklepie rok, krzywdząc około 340 klientek. Po tym czasie, zgodnie z modą panującą w stylowych paryskich butikach, niekupione rzeczy można odsprzedać do wschodnioeuropejskich second-hand'ów. Tak też stało się z tymi jeansami. Stolica Francji została uwolniona, jednak nasze 'lumpeksy' zaopatrują się w Paryżu...
Czy "nawiedzone" jeansy trafiły do Polski? Jeśli tak się stało, to na pewno się o tym dowiemy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz