![]() |
pixabay |
Mason potrzebował nowego serca, Richarda serce miało pójść do śmietnika. Starszy z pacjentów wymyślił, że przecież może oddać swoje serce młodzieńcowi, bo jemu przecież już będzie ono niepotrzebne.
- Wpadłem na ten pomysł pewnego czwartku, tuż po podwieczorku - opowiada Aschcroft - było to jak piorun z jasnego nieba. Przy trzeciej łyżce budyniu mnie oświeciło: "Boże, mogę uratować Masonowi życie!"
Pomysł zaczął wprowadzać w życie. Lekarze na początku byli sceptyczni, jednak porwani entuzjazmem Richarda rozpoczęli badania. O dziwo, wszystkie badania wyszły perfekcyjnie - obaj, dawca i biorca pasowali do siebie idealnie.
- Czułem, że umieram, zostało mi najwyżej pół roku - opowiada swoją wersję Mason - było to okropne. Ja, mając 21 lat, chciałem żyć, biegać, uczyć się. I wtedy Richard opowiedział mi o swoim pomyśle. Myślałem, ze zemdleję, gdy mi to powiedział.
Obie operacje udały się. Przeszczepy przyjęły się doskonale. Obaj pacjenci dochodzą obecnie do siebie w szpitalu.
Zwykle dawcy i biorcy nie znają się nawzajem, jednak w tym przypadku administracja szpitala poszła pacjentom na rękę i od początku wszystko ujawniła. Richard i Mason zostali najlepszymi przyjaciółmi.
- Traktuję go jak syna, w końcu ma moje serce- mówi wyraźnie wzruszony Richard - chyba nigdy nie będę miał nikogo bliższego.
Jak widać, obok zła można na tym świecie spotkać tez dużo dobra, czego dowodem jest powyższa historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz